Kliknij tutaj --> 🐭 50 latek masz już na karku
Tatuaż umieszczany na karku cieszy się sporą popularnością. Z reguły jest wyborem dokonywanym przez mężczyzn, chcących wyeksponować swoją osobowość lub przekonania. Tu sporo jednak zależy od stylu wykonania obrazu i jego symboliki. Znaczenie tatuażu na karku wynika bezpośrednio z sensu wzoru, na który się zdecydujesz.
Tłumaczenia w kontekście hasła "już parę lat na karku" z polskiego na angielski od Reverso Context: Tak. Wiem, nie wyglądam na niego i mam już parę lat na karku.
Główną ideą bloga 20 lat na karku jest pokazanie, że życie nie musi być takie trudne jakie się wydaje. Jestem taką osobą, która moim zdaniem poradzi sobie w każdych warunkach. Niczego mi nigdy nie brakowało i jestem pewien, że ten stan jestem w stanie utrzymać przez najbliższe kilkanaście lat.
Rób to 2–3 minuty, aż poczujesz, że mięśnie się rozluźniają i rozgrzewają. Następnie spleć palce i oprzyj dłonie na karku, za uszami. Lekko uciskając, przesuwaj je rytmicznie do góry i w dół. Powtórz 30 razy. Potem przez chwilę lekko podszczypuj skórę i ją oklepuj. Zakończ głaskaniem (takim, jak na początku zabiegu).
Już nie tylko 50-latek z "brzuszkiem". Te osoby są w grupie ryzyka zawału serca. Już nie tylko 50-latek z "brzuszkiem". Te osoby są w grupie ryzyka zawału serca. Kiedyś zawał serca kojarzył się z konkretnym typem pacjenta. Był to ok. 50-letni, zapracowany mężczyzna, prowadzący siedzący tryb życia, niedosypiający, palący papierosy.
Les Meilleurs Sites De Rencontres Gratuits. Data utworzenia: 8 września 2010, 7:35. Mało jest na świecie telewidzów, którzy nie kojarzyliby partnerki Patricka Swayze (57 l.) z kultowego filmu "Dirty Dancing", czyli "Wirujący seks", jak nazwano go w Polsce Jennifer Grey znów na parkiecie Foto: Fakt_redakcja_zrodlo Producenci amerykańskiej edycji „Tańca z gwiazdami” wpadli na pomysł, by Jennifer Grey (50 l.) znów zatańczyła, tym razem na parkiecie czy swoimi ruchami aktorka zachwyci wszystkich tak jak przed laty, kiedy pląsała w parze ze Swayzem... /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Jennifer w dobrej formie /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Zaprosili ją "Tańca z gwiazdami" /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Swayze i Grey w filmie /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Zachwycili świat w "Wirującym seksie" /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Grey ma już 50 lat na karku /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Kolejne pokolenia wzruszają się na "Dirty Dancing" /9 Jennifer Grey znów na parkiecie mjs / Fakt_redakcja_zrodlo Aktorka jednej roli? /9 Jennifer Grey znów na parkiecie mjs / Fakt_redakcja_zrodlo Będzie pląsać w telewizyjnym show /9 Jennifer Grey znów na parkiecie Fakt_redakcja_zrodlo Powrót z treningu Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
W mieszkaniu Alaina Fahrniego są aż dwa pomieszczenia wypełnione kolekcjonerskimi gadżetami zespołu Kiss. Żona Lydia toleruje pasję męża, a syn Mike będzie dziedzicem dorobku ojca Basista Kiss Gene Simmons zastępuje Alainowi ojca. Mężczyzna fascynuje się muzykiem od dziecka. Po latach miał szansę spotkać swojego idola, od którego dostał wyjątkowy prezent Kiss grają najbardziej dzikie koncerty ze wszystkich zespołów z branży rockowej, co potwierdza ich największy fan Więcej podobnych historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Człowiek, który jest wielkim fanem danego artysty, może kojarzyć się z samotnym, zakompleksionym introwertykiem. Nic bardziej mylnego. Mieszkający w niewielkim szwajcarskim miasteczku Alain Fahrni, jest w szczęśliwym małżeństwie od 31 lat, prowadzi z pozoru zwyczajne życie i każdego poranka jedzie do pracy. Jednak Alain skrywa tajemnicę. W jego mieszkaniu na parterze kamienicy są całe dwa pokoje poświęcone wyłącznie zespołowi Kiss. Zobacz również: Co kryje się pod maskami? KISS to nie są grzeczni chłopcy Kiss płynie w jego krwi. Dosłownie Mieszkanie, w którym mężczyzna żyje z rodziną, to świątynia ku chwale Kiss. W dwóch pokojach jest multum zdjęć, złotych płyt, sylwetek z PCV itp. Kolekcja Alaina Fahrni jest zjawiskowa, bo liczy aż 13 tys. różnych obiektów, w tym automat do gry w pinball i kolekcjonerski bas Kramera w kształcie siekiery, podpisany i numerowany. Za trzy zamienione słowa, uścisk dłoni i zdjęcie ze swoimi idolami Alain Fahrni nie waha się wydać 1200 franków (ok. 5700 zł). Taka jest cena bycia najwierniejszym fanem. Lydia nie wnosi sprzeciwu, widząc szaleństwa męża. Sama kocha muzykę. "Kiedy się poznaliśmy, nie wiedziałam, że Alain jest fanem Kiss. Początkowo jego kolekcja zajmowała tylko niewielką przestrzeń oddzieloną zasłoną w naszej sypialni. Potem rosła w siłę... "— mówi Lydia. Choć darzy męża bezgraniczną czułością, przyznaje, że czasem musiała walczyć o "uratowanie kawałka ściany", który zarezerwowała na rodzinne zdjęcia. Nie zawsze było łatwo. "Kiedy kolekcja stała się niczym muzeum, pojawili się ludzie. Niektórzy z nich za bardzo wchodzili nam na głowę. To posunęło się za daleko, ale porozmawialiśmy o tym i uspokoiło się. Pandemia okazała się błogosławieństwem, bo uniemożliwiła ciekawskim zbliżanie się" — mówi Lydia. fani "Kiss" przed koncertem Alain chodzi na koncerty i ugania się za zdjęciami ze swoimi idolami, a Lydia uczy się gry na perkusji, pielęgnuje swój ogród i jeździ do siostry do Włoch. Mimo tych rozbieżności dogadują się i są szczęśliwi. Pewnego dnia jego syn Mike przejmie kolekcjonerskie dziedzictwo. Zobacz również: Kiss wkrótce na koncercie w Polsce. "To wielkie przedstawienie i spektakl" Miłość od pierwszego wejrzenia Przygoda Alaina z Kiss zaczęła się w 1977 r., kiedy miał zaledwie 11 lat. Jego matka nieświadomie zaraziła młodego chłopca pasją do muzyki. Pracowała jako sommelier w kawiarni w La Sagne, skąd przynosiła mu używane płyty do szafy grającej. "Pewnego dnia, wróciwszy ze szkoły do domu, włączyłem telewizor. Był program o nowych trendach muzycznych w USA. Kiss pojawił się na krótko. To było 30 sekund, w których czas się dla mnie zatrzymał. Czułem się oszołomiony i niezmiernie zafascynowany. Do tego stopnia, że następnego dnia pobiegłem do sklepu z płytami, aby kupić album »Love Gun«. Tuż po przesłuchaniu zakochałem się w nim w trymiga i ta miłość przetrwała" — mówi Alain. Alain prędko uznał basistę Gene Simmonsa za swojego idola. "Nie znałem swojego ojca, więc jako dzieciak postrzegałem Gene'a Simmonsa za idealnego zastępczego ojca. Przez lata pielęgnowania mojej pasji zauważyłem, że wielu kolekcjonerów, podobnie jak ja, ma jakąś emocjonalną lukę. Gene Simmons ma szaloną aparycję, czym od zawsze mi imponował. Spotkałam go kilka razy i za każdym razem nogi mi się trzęsły. To jedyny facet, który sprawia, że tak się czuję" — mówi Alain Fahrni. Zobacz również: Gene Simmons: demoniczna twarz twórcy KISS Foto: Katerina Sulova / PAP Gene Simmons, 2022 r. "Skontaktował się ze mną i chciał kupić tuzin posiadanych przeze mnie książek, ale odmówiłem. Chciałem mu je wręczyć osobiście, co udało mi się zrobić w Zurychu w 2013 r. Był tak zaskoczony, że nie chciałem pieniędzy, że dał mi wystawny prezent, zapraszając mojego syna i mnie na prywatne spotkanie, zanim wręczył mi cymbał podpisany przez wszystkich czterech członków zespołu!" — opowiadał Alain Fahrni o spotkaniu z idolem. Największe zwierzęta sceniczne w historii muzyki Zaledwie czteroliterowa nazwa Kiss brzmi bardzo niepozornie. Nagrali aż 20 albumów studyjnych. Ostatni ukazał się w 2012 r.. Mają liczne przeboje, ale najpopularniejszy i niezapomniany to "I Was Made For Lovin' You". Sprzedali 150 mln egzemplarzy płyt, a w przyszłym roku będą świętować 50-lecie swojej kariery. Wszystko zaczęło się w 1973 r. w nowojorskim Queens, kiedy glam rock był na topie. To był czas świetności Alice Cooper, Davida Bowie i The New York Dolls. Przez pierwsze 10 lat członkowie Kiss uczynili oryginalne przebrania swoim znakiem rozpoznawczym. W latach 1983-1996 porzucili intensywny makijaż, ale później przywrócili go do swoich stylizacji jako niezastąpiony element. Przez pewien czas stacje radiowe bojkotowały zespół, ale fanów to nie zraziło, bo do dziś wspierają swoich ulubieńców. Zobacz również: Spektakularny koncert KISS w Łodzi! Rock&roll, płomienie, wybuchy i krew na scenie [RELACJA] Kiss to ekscentryczny zespół, który uosabia "rock'n'rollowy cyrk". Jest uważany za jedną z najlepszych kapel grających na żywo w historii, ponieważ członkowie robią wielkie przedstawienie na scenie. Na ich koncertach można zobaczyć efekty pirotechniczne, instalacje 3D czy neonowe lasery. A w samym centrum zainteresowania i tak znajdują się muzycy, którzy są zwierzętami scenicznymi. "Ich koncerty to niezapomniane widowiska, na których jakoś nigdy nie było lasek z poderżniętymi gardłami na scenie. Te pogłoski to tylko sfabrykowane legendy" — upiera się zirytowany Alain Fahrni. Foto: QUIQUE GARCIA / PAP "Kiss" na scenie, 2022 r. Pod względem marketingowym "Kiss" nie ma sobie równych w branży rockowej. Marka, którą członkowie "Kiss" budowali przez tyle lat, została wyceniona w 2006 r. na ponad 1 mld dolarów. Alain Fahrni poznał wszystkich członków zespołu, czasem pobieżnie. Nawiązał przyjaźń z byłym gitarzystą Bruce'em Kulickiem, z którym spotkał się pięć razy w jego domu w La Chaux–de–Fonds. Spotykał się także z obecnym perkusistą Erikiem Singerem. W przyszłym roku Kiss będzie świętować 50 lat kariery i po raz ostatni wystąpi w Nowym Jorku. Alain Fahrni też może tam być. Lydia pewnie zostanie w domu. Wyznała, że 70-latkowie malujący się jak dzieci i skaczący na scenie, są dla niej trochę zabawni. Dobrze, że Alain Fahrni tego nie słyszał... Zobacz również: Zieją ogniem, roztrzaskują gitarę na scenie. Koncerty KISS to prawdziwy performance Dziękujemy, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści. (tom)
Czas jest policzalny, ale wartości nabiera dopiero, jak upłynie, a zysk przynosi tylko mądrze masz 20 lat, ja mam 20 latZdarzyło mi się ostatnio przejść po kampusie Uniwersytetu Warszawskiego. To nie jest moja macierzysta uczelnia, ale studencki klimat jest mi bliski. Moje „dorosłe” życie zaczęło się na studiach – wzięłam ślub, urodziłam już nie jestem dziewczyną, a kobietą, ale nadal jestem młoda, więc wciąż czuję się trochę jak studentka. Dlatego nieco zdziwiłam się, gdy przed bramą zagaił mnie kwestujący na chore dzieci wolontariusz, nie przechodząc od razu na „ty”, a uprzejmie zwracając się do mnie:„Przepraszam, proszę Panią, może zechce Pani wesprzeć…”.Przed nami siódme niebo?Jaka Pani ja się pytam?! Rozejrzałam się wokół. Nie jestem jeszcze panią w średnim wieku, a jednak nagle zaskoczył mnie fakt, że studentką też już nie jestem. Młodsze ode mnie są nie tylko moje własne dzieci, ale ludzie, którzy są już urodzeni w 2000 roku już za kilka miesięcy zaczną wchodzić w pełnoletność! Przez krótką chwilę poczułam gorzki smak prawdy, że ja też się starzeję. Niby wiem, przecież znam biologię i nieuchronność jej procesów. Widzę, jak odchodzą dziadkowie. Widzę nawet, że zmarszczka pośrodku brwi już mi się nie rozprostowuje, a jedyny póki co kosmyk siwych włosów nie da się tak łatwo ukryć. A jednak gdzieś w głębi serca naiwnie wmawiam sobie, że mnie ominie ten los. Że mnie to nie młodzi, jesteśmy silni, póki zdrowi – czujemy się nieśmiertelni. Tym bardziej przyda się nam memento mori. Polecam wykonanie ze mną krótkiego eksperymentu matematyczno (niech Cię to nie odstraszy!) – życia masz już za sobąZacznijmy od przyjęcia bardzo optymistycznego założenia, że dożyjemy 90-ciu lat. Mamy więc jedną trzecią życia za sobą, a 2/3 jeszcze przed nami. To daje około 60 lat i może wydawać się długim odcinkiem czasu, ale to tylko 21 360 dni. Jeśli suche liczby nie przemawiają do Twej wyobraźni, pójdźmy o krok dalej. Nasze życie to przecież nie puste dni, a raczej szereg aktywności, działań, spotkań, pracy, rozmów, trosk i zobaczysz prawdopodobnie już tylko 15 razy60 lat możemy przedstawić bardziej obrazowo, licząc na przykład wakacje, które Ci zostały. Te 60 urlopów liczonych tygodniami, które czasem dostaniesz, a czasem będziesz musiał poczekać na ferie zimowe. Wypad nad morze raz na 3-4 lata, daje mi tylko ok. 18 wizyt na plaży do końca życia. Podobnie przedstawia się zdobywanie górskich szczytów – mimo, że dopiero dobijam do 30-stki, zobaczę turnie i granie już tylko 12-15 większość czytanej przeze mnie literatury zastąpiły podręczniki i czasopisma medyczne lub wyparły książeczki dla dzieci, „dla siebie” czytam około 6 książek na rok. Liczę na poprawę, gdy dzieci podrosną, ale powinnam uwzględnić też fakt, że wtedy więcej czasu będzie zabierała mi więc przyjmę, że ten poziom nie ulegnie znaczącej zmianie, a mój wzrok posłuży mi do późnej starości, mam już tylko 360 książek do przeczytania. Nie wiem, czy czujecie wagę tego stwierdzenia, ale moim zdaniem to strasznie mało. Tylko że morskie kąpiele czy czytanie do poduszki stanowią zaledwie wycinek mojego życia. Przyjemny, ale nie najważniejszy. Najbardziej w moim życiu liczą się ojca, zapytaj matkiMieszkamy w innym mieście niż nasi rodzice. Widzimy się na świętach i urodzinach dzieci. Czasem jeszcze przy innej okazji, ale to wciąż mniej więcej 6-8 razy w roku, których tym razem nie mogę przemnożyć przez 60 potencjalnych lat mojego życia, bo odcinki rodziców i nasze nie pokrywają się w wspólny ten kawałek, który wynosi około 2/3, ale jedna z tych dwóch części już minęła. To daje nam max. 30 lat razem, przy tej częstotliwości spotkań to 180 razy. Czasem na dłużej niż na jeden dzień, ale nadal jest to może półtora roku razem do końca ich życia, podczas gdy przez moje pierwsze 18 lat widywaliśmy się codziennie. To robi mi też do myślenia w kontekście moich dzieci. Najstarsze z nich ma 6 lat, a więc dokładnie 1/3 najbardziej intensywnego czasu razem mamy już za sobą. Mimo że, jak pragnę wierzyć, jeszcze wiele lat życia przed nami, rzeczywistego czasu spędzonego wspólnie jest już znacząco Podobnie. Najbliżsi przyjaciele? Mieszkamy w trzech różnych miastach, częściej widujemy się pojedynczo, ale wszyscy razem zjeżdżamy się 3-4 razy w roku. O dalszych, ale serdecznych znajomych już nawet nie ma czasu do zmarnowania!Czujecie to? Jesteśmy młodzi i nie mamy już wcale tak wiele czasu. Właściwie nie mamy go w ogóle – nie mamy go na zmarnowanie. Każdy dzień, każda chwila jest skorzystamy z niej dobrze? Zależy od wyborów, jakie podejmiemy. Z moich krótkich wyliczeń wynika, że czas jest policzalny, ale wartości nabiera dopiero, jak upłynie, a zysk przynosi tylko mądrze więc książka, to tylko powalająca, jeśli wakacje, to tam gdzie czujesz się najlepiej pod słońcem, jeśli relacje – czasu nie żałuj, odmierzaj tłustą miarą. Bo ani się nie obejrzysz, a miną 3/3 i już żadnej części nie zostanie.
Jeśli ciągle macie wymówki, że Wam się nie chce albo jesteście za starzy by trenować sporty walki to z pewnością powinniście obejrzeć zamieszczony poniżej film. Film na którym ponad 50 letni trener klubu Ankos MMA, pionier tej dyscypliny w naszym kraju, Andrzej Kościelski bierze udział w zadaniówce ze swoim uczniem. Ćwiczenie polega na wymianie ciosów przyjmowanych na garde. Jak widać trener niczym nie ustępuję adeptowi, można by nawet powiedzieć, że dysponuje większą siłą że Andrzej Kościelski do walki na KSW 50 przygotowuje Normana Parke który niedawno rozpoczął treningi w Ankos MMA. Irlandczyk jest jednym z największych wrogów Mateusza Gamrota, byłego zawodnika poznańskiego klubu Ankos Kościelski często przyznaje, że bierze czynny udział w treningach ze swoimi zawodnikami i stara się im nie ustępować ani na krok. Jak widać na poniższym zdjęciu forma się zgadza! Trener swoja sylwetką może zawstydzić niejednego zawodnika osobistą ochroną😎Opublikowany przez Andrzej Kościelski Czwartek, 18 maja 2017
fot. Adobe Stock Siedział przy barze taki smutny. Cholera, najprzystojniejszy facet na całym tym głupim bankiecie, a minę miał, jakby przyszedł na pogrzeb. I te czarne ciuchy! Taki młody, taki ładny, po co się smucić? Trzeba się bawić, póki czas. I w ogóle kto to? Nie znam gościa. Może z kimś przyszedł, ale w takim razie dlaczego siedział sam? Mowa ciała, delikatnie mówiąc, nie była zachęcająca, ale to dla mnie zawsze wyzwanie. Podeszłam, kołysząc zmysłowo biodrami. Najbardziej zmysłowo, jak potrafię. Z tyłu liceum, z przodu muzeum – Jestem Justyna. Może zatańczymy? Fajna piosenka, nogi same niosą. Nawet się uśmiechnął, delikatnie, subtelnie. Co za oczy! Ciemne i takie głębokie. Mroczne. Fascynujące. – Proszę wybaczyć, ale nie tańczę. Nigdy. Stanowczy ton. Asertywność dobrze wyćwiczona. I co, miałam tak stać? Nie wydawał się usposobiony do rozmowy. To po cholerę tu przyszedł? Poszłam jak zmyta. Dobry nastrój odleciał w siną dal. A wieczór tak dobrze się zapowiadał. W tej nowej kiecce wyglądałam naprawdę sexy, każdy mi to mówił. Ciekawe, czy gdybym była młodsza, złamałby swoją zasadę? Posłużył się zręczną wymówką, czy też… No cóż, stara jestem, po co się oszukiwać. W tyle głowy dojrzałam jadowity uśmiech Karola. Z tyłu liceum, z przodu muzeum – myślę o sobie czasem i parskam śmiechem. To naprawdę o mnie? Wcale nie czuję się staro, choć pewnie powinnam. Ostatecznie stuknęła mi już pięćdziesiątka, i to jakiś czas temu. Pewnie każdy tak ma – dochodzi do kolejnych etapów, które niegdyś wydawały mu się graniczne, ale jednocześnie granice te nieustannie przesuwa. Najpierw tragedią jest trzydziestka, potem czterdziestka i tak dalej. Chociaż nie, niektórzy mają inaczej. – Jestem stary – powtarza na okrągło mój przyjaciel Karol. – Tu mnie boli, tam strzyka. Kręgosłup, kolana, zęby, wszystko odmawia posłuszeństwa. Ledwo chodzę. Nie mogę się zgiąć. O wszystkim zapominam. Sapię i sypię się jak jakaś antyczna ruina. Akurat wygląda i nosi się jak trochę tylko przejrzały nastolatek. Jego życie umysłowe też trudno nazwać zramolałym. Jest inteligentny, dowcipny, złośliwy. Uwielbiają go całkiem młode i atrakcyjne kobiety, mógłby mieć każdą z nich, gdyby tylko zechciał. Ale nie chce, podobno. Mam wrażenie, że to rodzaj ideologicznej deklaracji. Odmowa uczestniczenia w wielkim, ogólnoświatowym, nieustającym święcie młodości. „My, proszę państwa, na drugim froncie i prawie już po drugiej stronie” – trudno z tym dyskutować. Bo i po co? Ja tam uczestniczę dziarsko i ochoczo. Owszem, widzę w lustrze pełne siatki zmarszczek i wielkie worki pod oczami, ale jakoś mi one nie ciążą. Jak tylko od lustra odejdę, zapominam o nich natychmiast. Mam szczupłą, wysportowaną sylwetkę (godziny na siłowni, rower, narty), poruszam się lekko i na ogół nic mnie nie boli. A jeśli nawet, to z powodu chwilowych niedomagań, które zawsze mijają. Raczej biegam, niż chodzę, nawet na bardzo wysokich obcasach. Ubieram się modnie, nie unikam makijażu i zabiegów kosmetycznych – dbam o siebie po prostu. Nie narzekam, nie gderam, nigdy na nic się nie skarżę. Po prostu wciąż jestem dziewczyną, nawet jeśli tę paskudną historię na „m” mam już za sobą (może być też na „p”, choć na „p” zaczynają się o wiele milsze sprawy, więc może nie mieszajmy do tego „m”). Trzymam się swojej bańki Niektórzy, jak Karol właśnie, bardzo chętnie ściągają mnie na ziemię, ale i tak trzymam się swojej bańki. Niech sobie będą starzy, kto chce i musi. Ja tam nie zamierzam. Będę się stroić i malować do setki przynajmniej. Taki mam plan. Szczególnie że podobam się mężczyznom – tak naprawdę przeglądanie się w ich oczach jest dużo przyjemniejsze niż w lustrze. Często są młodsi ode mnie, a czasem dużo młodsi. Nawet specjalnie się nie dziwię, zawsze miałam powodzenie i przywykłam do tego. Nie było okazji, żeby się odzwyczaić. Druga sprawa, to moja zawodowa pozycja. Jestem szefową w dużej firmie PR, w branży na tyle długo, by zdawać sobie sprawę z tego, że na sukces pracują przede wszystkim młodzi. Kreatywni, zdolni, napakowani pomysłami i energią faceci. Nie uznaję „parytetów” i na szczęście nie muszę się nimi kierować. Mam pełną wolność w doborze współpracowników. Karol sobie ze mnie pokpiwa. Nie zna litości. – Czy twój nowy dzidziuś już wstał? Wyspał się? Nakarmiony, przewinięty? Nie, nie mówię o wnuczku – zaczyna poranną telefoniczną rozmowę. Dzidziusiem nazywa każdego faceta, z którym aktualnie się spotykam, dzięki temu nie musi zapamiętywać ich imion. W jego wieku to trudne, fakt. A ja, idiotka, często mu się zwierzam i potem żałuję. Rozmawiamy przez telefon niemal codziennie. Opowiadam mu o wszystkim. Tylko że – wbrew temu, co Karol nieustannie insynuuje – wcale nie niańczę swoich wybranków. Nie mam zwyczaju im matkować, roztaczać ochronnych parasoli, protegować. Gdy tylko poczuję, że tego ode mnie oczekują, pozbywam się ich natychmiast. I z życia, i z pracy, jeśli się to zazębia. Wcale nie chodzi mi również o seks. Seks jest stanowczo przereklamowany, zwłaszcza w kobiecej perspektywie. Nie potrzebujemy go aż tak bardzo, aż tak często. Fajnie, byle bez przesady. Już ja wiem, o czym mówię. To, co w istocie najbardziej mnie kręci, to uwodzenie. Gdy tylko wyłapię utkwiony we mnie wzrok, szczególnie jeśli należy do atrakcyjnego mężczyzny – wiek tak naprawdę nie gra roli – rozpoczynam swoje „stałe fragmenty gry”. Nie wymagajcie ode mnie, bym uściśliła, o co chodzi. Nie da się uściślić. Wszystko zależy od okoliczności, nastroju, pogody, tego, czy znów jestem samotna, czy wciąż jeszcze z kimś. Uwodzenie jest największą pasją mojego życia, zawsze było. Nie mogłam w żadnym związku wytrwać zbyt długo, bo prędzej czy później musiałam poznać kogoś nowego, więc siłą rzeczy bardziej atrakcyjnego, a to tworzyło nieuchronne komplikacje. Gdy pierwszy raz wychodziłam za mąż, przysięgałam z prawdziwym przekonaniem. Cóż z tego, gdy już podczas wesela kątem oka dostrzegłam piekielnie interesującego gitarzystę, który na dodatek wpatrywał się we mnie tak łapczywie… Nie uległam, rzecz jasna, żadnym pokusom, ale już wtedy zrozumiałam, że małżeńska wierność niekoniecznie jest dla mnie. Kolejne dwa małżeństwa zawierałam już bez złudzeń dotyczących dotrzymywania przysiąg. Jakkolwiek nie mam sobie nic do zarzucenia. Moi mężowie wiedzieli, kogo biorą za żonę, po pierwsze, dlatego że poznawałam ich, będąc jeszcze w poprzednim związku, i to oni doprowadzali do jego zerwania. Po drugie, opowiadałam im bez skrępowania o swoich upodobaniach. O tym, jaka ekscytacja mnie ogarnia, gdy coś tam gdzieś zaiskrzy, zadzieje się, zamarzy. Więc dlaczego mieli później pretensje? I jak tu komuś wytłumaczyć, że wcale nie jestem suką w permanentnej rui pozbawioną przyzwoitości i moralności puszczalską, na dodatek – co już absolutnie skandaliczne – starą? To znaczy nie naprawdę starą, ale w ich mniemaniu starą. W mniemaniu sporej części świata. Nie wiem, jak wytłumaczyć. Rozmawiamy o tym często z Karolem, który zna życie jak mało kto, ale i tak mnie nie rozumie. – I co, dobrze ci z tym dzidziusiem? Pewnie byczek z niego, robicie to godzinami, prawda? Nie wychodzicie z łóżka przez cały weekend. Dobrze zgaduję? A kto wtedy wyprowadza Bolka? (Bolek to mój pies) – Karolku, masz chorą wyobraźnię. Chodzimy z Tomkiem i Bolkiem właśnie po parku, gadamy o różnych takich… – Chyba umrę ze śmiechu, błagam, Justyna, przestań. Brzuch mnie boli! No właśnie! Niby inteligentny facet, a tylko o tym. „Spałaś już z nim?”, „Jak było, fajnie?”, „Nie powiesz mi, że masz o czym gadać z takim młokosem, który w dodatku jest na pewno przygłupem”. Tak, mam! A czasami to i pomilczeć dobrze. Bankiet rozkręcił się na dobre Nie chciał mnie piękny nieznajomy, ale ostatecznie wylądowałam w ramionach tego nowego. Pracuje u nas od dwóch miesięcy i pożera mnie wzrokiem od pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej. Marcin. Też niezły, tylko trochę za bardzo w stylu, który tak drażni Karola. Czyli byczek, barczysty i pewnie jurny. Przetańczyłam z nim kilka kawałków, ale kiedy zaproponował, że odwiezie mnie do domu taksówką, odmówiłam. Byłam ciągle pod urokiem mrocznych oczu przy barze. Ich właściciel ulotnił się w pewnej chwili bez śladu. Jeszcze tylko chwila w toalecie i jadę… – Marcin kręcił się cały wieczór koło szefowej, widziałaś? – zamknięta w kabinie usłyszałam znajomy chichot. Joasia? – Widziałam, w tej koronkowej miniówie wygląda jak burdelmama, hi, hi! – Odpowiednia osoba w odpowiednim miejscu! – zarechotała druga. A to suka mała – pomyślałam wściekła, ale siedziałam cicho. – Mirek przyszedł tu ze mną. Mój brat. – Po co? – Tak sobie pomyślałam, żeby go wziąć ze sobą. Co będziesz siedział w domu, mówię mu, lepiej przyjdź, zabawisz się, a może naszej starej wpadniesz w oko. – No i …? – A siedział jak kołek przy tym barze, a potem poszedł w cholerę. Ten to się nigdy nie ustawi. Niech dalej zasuwa w swoim głupim sklepie, jego życie. Poszły. Posiedziałam jeszcze chwilkę na kibelku. Potem umyłam ręce, pomalowałam usta i poprawiłam włosy. W poniedziałek zwolnię dziwkę – pomyślałam mściwie. Zobacz więcej prawdziwych historii:Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądzeByła dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekowaćMiałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spaćNie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli
50 latek masz już na karku